Optymizm albo wielkie ego
Kiedyś myślałam, że jestem optymistką. Miałam wszelkie objawy optymizmu - niezachwianą wiarę w siebie, pewność, że jestem najmądrzejsza (dlaczego więc miałabym sobie z czymś nie poradzić) oraz najpiękniejsza (dlaczego więc nie miałabym wyglądać wspaniale pośród gwiazd na gali?). Bardzo wysoko oceniałam swoje umiejętności w niemal każdej branży, uważałam, że nie ma rzeczy, której nie dałabym rady zrobić. I oczywiście zawsze uważałam, że wszystko będzie dobrze, bo jakim cudem akurat mnie mogłoby spotkać coś nieprzyjemnego?
Najdziwniejsze formy przybierała ta przypadłość w pierwszych latach mojej działalności gospodarczej pt. firma ogrodnicza. Byłam wtedy w stanie przyjąć dosłownie każde zlecenie. Trzeba wykopać basen o długości 2 km? Czemu nie? Zleceniodawca chce żebym sprowadziła fantazyjną fontannę w tajlandii? OFKORS. A może ktoś sobie życzy małpiego gaju z prawdziwymi małpami pod oknem sypialni? Oczywiście, już dzwonię po małpy. Chcesz żeby maryla zaśpiewała na pierwszym ogrodowym przyjęciu? Będziesz miał marylę.
Stan, w którym wtedy byłam był odurzający. Dawajcie mi kolejne zadania. Pierwsze problemy zaczęły się, kiedy pracownicy nie przychodzili o poranku do pracy. Pierwsze rzeczy zaczynały się walić. Pierwsze terminy były niedotrzymane. Pierwsze porażki, które musiałam sobie wytłumaczyć. Jak do nich doszło, skoro jestem taka niezwyciężona i wspaniała? Nie wiem, to chyba wina pogody, gospodarki, rządu oraz innych osób. Bo mnie zawsze wszystko wychodzi.
O porażkach zapominałam, a także spychałam je do głębin podświadomości. Nie dawałam sobie żadnej przestrzeni do ich przeżycia, bo zamierzałam gnać dalej.
Wtedy myślałam o sobie: optymistka. Po kilku latach, kiedy zaczęliśmy z cezem moją terapię, jedną z najważniejszych spraw było opanowanie gigantycznego ego. Pracowaliśmy nad tym latami, aż tu nagle wczoraj uświadomiłam sobie, że jestem chyba pesymistką. Zaczęłam się zastanawiać jak to możliwe, przecież od urodzenia tryskałam optymizmem. I wtedy nagle klepki zaczęły wskakiwać na swoje miejsce.
Nie było żadnego optymizmu. Nie było wiary w siebie. Było tylko napompowane ego, które kazało mi wierzyć, że mogę wszystko i miażdżyłam wszelkie sygnały, że jednak nie mogę.
Później zaczęłam myśleć - a może optymizm w ogóle nie istnieje? Może i pesymizmu nie ma? Może są tylko różne rodzaje ego?
Wiem jednak, że to nie koniec obmyślania i że być może poznam prawdziwy optymizm, kiedy już będę miała piękne i duże poczucie własnej wartości.