Akceptacja swojego ciała

2024-08-06

Ciało-pozytywność, ciało-życzliwość, samo-akceptacja, bio-różnorodność, self-love, 

bioróżnorodność akurat może być trochę kontrowersyjna dla osób ludzio-centrycznych (antropocentrycznych), ale wszystkie te słowa, w których nadużyłam myślników mówią o jednym - o tym że jesteśmy częścią spektrum różnorodności i że swoje miejsce warto zacząć szanować, a nie wykorzystywać do dołowania się.

 

Wiele osób pragnie zmieścić się w kanonie piękna, lecz same na pewno zauważyłyście, że sukces poszczególnych jednostek w tym zakresie tworzy jednorodną masę influenserek / celebrytek, które są niemal identyczne. Tracą swoją charakterystyczną urodę, składają ją na ołtarzu gloryfikacji mediów, a po części (część 99-procentowa?) również na ołtarzu patriarchatu.

 

Osoby mają za małe usta, za płaskie policzki oraz zbyt obszerne uda i brzuchy i czasami sobie zadają pytanie - jak mam je niby zaakceptować, dlaczego ktoś tego ode mnie wymaga, czy na pewno muszę zaakceptować, a może lepiej jednak te elementy zmienić na poprawne? Co powinno być pierwsze - zmiana, czy akceptacja? Czy mogę zmienić element bez akceptacji i czy mogę się zaakceptować bez zmiany elementu?

 

Trudno jest się zaakceptować przed zmianą, jednak często bez tej akceptacji zmiana jest niemożliwa. To frustrujące, bo każdy pyta się siebie: kiedy w końcu się zaakceptuję i będę mogła wyciąć ten tłuszcz z fałdy?

 

I teraz podaję super rozwiązanie tego galimatiasu jajo - kurowego. By się zmienić nie trzeba akceptować bezpośrednio ani płaskiej wargi, ani fałdy, ani krzywego nosa. Wystarczy zaakceptować ZMIANY. Ciało się zmienia z dnia na dzień, z roku na rok, niekoniecznie przecież zawsze ku gorszemu! Zawsze jesteśmy w zmianie, raz mamy brzuchy intensywnie trawiące, wzdęte, a rano nagle są płaskie i się zastanawiamy, gdzie to całe zamieszanie z wczoraj? Raz mamy takie hormony, za chwilę inne i one też powodują ogromne zmiany w wyglądzie, dlatego nie musimy koniecznie skupiać się na zaakceptowaniu najgorszych stanów naszego wyglądu, skupmy się na akceptacji płynięcia, bycia w procesie, braku stałości. To bardzo otwierające i ułatwiające naukę samoakceptacji. Zaakceptujmy bycie w zmianie, a później kreujmy tę zmianę według swojego pomysłu czerpiąc z ogromnej mocy kreatywności i entuzjazmu (lew), a za chwilę także z mocy panny (organizacja procesu, konsekwencja).

 

To łatwiejsze niż skupienie na swoich wadach (codzienne przekonywanie się, że przecież akceptuję to ogromne prawe ucho!) i naprawdę możliwe do zrealizowania.