Howlit – kamień spokoju i radości życia (ale bez lukru)

Howlit to nie jest kryształ, który zrzuca cię z życiowej kanapy i krzyczy „rusz się!”. On raczej podaje ci koc, kubek herbaty i mówi: „Usiądź. Pooddychaj. I przestań się szarpać z rzeczywistością.” To kamień dla tych, którzy są zmęczeni wiecznym naprawianiem siebie i chcą wreszcie poczuć, że… mogą po prostu być.
To nie znaczy, że howlit jest miękki i nieistotny – wręcz przeciwnie. On działa głęboko, tylko robi to po swojemu: spokojnie, cicho, skutecznie. Jak psychoterapeuta, który zadaje jedno zdanie i trafia w sedno. Jego specjalność? Uspokajanie emocji, zatrzymywanie gonitwy myśli i wyciąganie cię z mentalnych labiryntów, w których się zamykasz.
Kiedy sięgać po howlit? Gdy dokucza ci przebodźcowanie, wkurzonie, przemęczenie lub masz wrażenie, że za chwilę rzucisz wszystkim i pojedziesz w Bieszczady (chociaż nigdy nie byłeś/aś w Bieszczadach). Howlit wycisza – ale nie znieczula. To nie ucieczka od rzeczywistości, tylko powrót do siebie. Taki bezpretensjonalny detoks dla umysłu i duszy.
Pomaga przywrócić jasność myślenia, uczy cierpliwości (tak, nawet tej do ludzi), i – co najważniejsze – przywraca radość z prostych rzeczy. Bez patetycznych uniesień. Po prostu: znowu cieszysz się, że słońce świeci i że herbata dobrze smakuje. I że nie musisz być cały czas w trybie „naprawiam siebie, bo coś jest nie tak”.
Howlit działa świetnie na czakrę korony – więc jeśli masz w głowie chaos i sto otwartych zakładek, on pomoże ci je pozamykać. Wspiera też sen – zwłaszcza jeśli twoje wieczory to festiwal analiz, replayów rozmów i dialogów z ludźmi, którym już dawno powinieneś / powinnaś powiedzieć “do widzenia”.
Jak z nim pracować?
Noś go przy sobie. Trzymaj pod poduszką. Medytuj z nim albo po prostu miej go w dłoni, gdy czujesz, że zaraz wybuchniesz. On nie wymaga, on po prostu jest i właśnie przez tę obecność robi najwięcej.
Oczyszczanie?
Howlit chłonie napięcia i nerwy jak emocjonalna gąbka. Dym z szałwii, księżyc, woda – wszystko wchodzi w grę, byle z czułością. On nie lubi brutalnych rozwiązań.
Z czym go łączyć?
Z ametystem – jeśli chcesz wejść w głębsze wyciszenie. Z różowym kwarcem – jeśli pracujesz nad relacją z samym sobą. Z cytrynem – jeśli potrzebujesz oprócz spokoju trochę więcej pogody ducha.
Howlit to nie generał. To nie rewolucjonista. To raczej cichy mentor, który mówi: „Zacznij od siebie. Ale nie dlatego, że jesteś popsuty/a – tylko dlatego, że zasługujesz na spokój”.
Howlit nie krzyczy, że masz działać. On szepcze: „Jesteś wystarczający/a. Zawsze byłeś/aś. Tylko zapomniałeś/aś.”
Moje osobiste doświadczenia
Pierwszy howlit nabyłam w piątej klasie podstawówki. Byłam wtedy w Karpaczu lub Szklarskiej, weszłam do kryształowego muzeum i przeczytałam tablicę z kryształami polecanym dla wodnika. Był tam ametyst i turkus. Wyciągnęłam z kieszonki pieniądze wepchnięte tam przez babcię i dokonałam zakupu – kupiłam prześliczny, warstwowy ametyst, agat również w paseczki i – oszukany turkus!
Dopiero po jakichś dwudziestu latach przekonałam się, że turkusy są bardzo często udawane przez howlity. Zrobiłam dokładną analizę i oczywiście mój “turkus” okazał się farbowanym lisem… yyy.. howlitem znaczy.
Nie przestałam go lubić, ale teraz mogłam dawać mu zadania lepiej dopasowane do jego natury. W międzyczasie dokupiłam zwykły, biały, malutki howlitek Nie mam żadnego imponującego masą okazu, tylko te dwa maleństwa. Idealne do kieszeni dżinsów.Z howlitem nigdy nie miałam spektakularnych objawień – ale zazwyczaj dawał mi ulgę (trochę jak akwamaryn i chryzopraz). Kreował dla mnie momenty, w których przestawałam robić listę rzeczy do zrobienia i pozwalałam sobie po prostu posiedzieć. Jeden z moich howlitów to niewielki, biały kamyk z szarymi żyłkami – wygląda jak coś, co przynosi równowagę tylko samym swoim wyglądem.
Noszę go ze sobą w kieszeni, gdy czuję, że zbliżają się emocjonalne trudności, czasem trzymam go w dłoni w drodze do pracy. Nawet nie robi nic szczególnego, jedynie wytwarza taką białą chmurkę, w której mam przekonanie, że najważniejsze już jest zrobione.